Około 13% światowej populacji żyje w miejscach położonych niżej niż 10 m nad poziomem morza. Nawet jeśli uda się sprawić, by gazy cieplarniane trafiały do atmosfery w minimalnej ilości, wzrost poziomu morza dotknie wiele przybrzeżnych obszarów. Sytuacja zmusza inżynierów i urbanistów do opracowywania rozwiązań pomagających obszarom nadmorskim przygotować się na nadchodzące zagrożenia, a niektóre projekty leżą na granicy naszych zdolności technologicznych.
Zmiany w budownictwie
Nowy Jork jest jednym z miejsc, które już dostosowują kodeks budowlany do zmieniającej się sytuacji. Zakłada on między innymi zastosowanie rozkładanych barier ochronnych czy dodatkowych klatek schodowych w budynkach oraz rozszerzenie stref ryzyka, w których obowiązują ograniczenia w stawianiu budynków.
Budynki w obszarach o wysokim ryzyku zalania mogłyby być stawiane na sztucznych wzniesieniach, na przykład na słupach. Innym rozwiązaniem są także pływające budynki – takie, które zawsze unosiłyby się na wodzie, bądź takie, które mogłyby się utrzymać na powierzchni podczas powodzi. Podobne rozwiązania istnieją już chociażby w Amsterdamie i Dubaju, jednak nie zostały jeszcze przetestowane na gęściej zabudowanych obszarach. Nie sprawdziłyby się również w miejscach, gdzie często występują wysokie fale.
Modyfikacja wybrzeża
Mokradła występują naturalnie na niektórych wybrzeżach, gdzie skutecznie wyłapują fale i zapobiegają powodziom oraz erozji. Tworzenie ich w zagrożonych powodziami lokacjach jest proponowane jako jedna ze strategii adaptacji do coraz częstszych powodzi.
Wybrzeża można również wzmacniać poprzez konstrukcję murów oraz wałów przeciwpowodziowych. Takie rozwiązanie w swoim planie uwzględniła Dżakarta – w stolicy Indonezji ma powstać falochron o wysokości około 24 metrów.
Nie jest to jednak rozwiązanie długoterminowe, gdyż każda tego typu konstrukcja ma ograniczoną wytrzymałość.
Tamy i bariery
Opracowując systemy zapór mogące uchronić wybrzeża przed wzrostem poziomu morza, inżynierowie mogą opierać się na już istniejących rozwiązaniach, takich jak największa na świecie zapora wodna Maeslantkering w Holandii.
Dość radykalne rozwiązanie zostało też zaproponowane przez holenderskich naukowców; zaproponowano budowę dwóch ogromnych tam między Francją a Anglią oraz Szkocją i Norwegią – ta ostatnia miałaby kompletnie odgrodzić Morze Północne i Bałtyckie od oceanu Atlantyckiego. Według naukowców, mimo swojej skali (tamy miałyby mieć 160 i 475 kilometrów długości) projekt ten jest technicznie wykonalny. Choć mógłby uchronić ogromne obszary przed zalaniem, pociągnąłby za sobą jednak poważne skutki dla środowiska. Odcięte wody z czasem zamieniłyby się w słodkowodne “jezioro”, co zmieniłoby warunki życia dla zamieszkujących je organizmów. Ucierpiałoby na tym chociażby rybołówstwo.
Chociaż według szacunków inwestycja kosztowałaby od 250 do 500 miliardów euro, byłaby ona opłacalnym rozwiązaniem w obliczu strat wynikających z rosnącego poziomu morza. Niezależnie od tego czy myślimy o tym projekcie poważnie, czy nie, pokazuje to ogromną skalę tego problemu, z którym niedługo przyjdzie nam się mierzyć.
Źródła:
https://www1.nyc.gov/site/buildings/homeowner/resiliency-legislation.page
https://www.spur.org/publications/urbanist-article/2009-11-01/strategies-managing-sea-level-rise
https://www.nationalgeographic.com/environment/global-warming/sea-level-rise/