W obliczu niepodważalnych faktów naukowych niewiele z nas ma odwagę stawać po stronie radykalnie przeczącej zmianom klimatu. W Polsce denializm klimatyczny to pogląd, z którym utożsamia się nieco ponad 7% społeczeństwa. W takim razie skąd tyle zwątpienia wśród tych, którzy uznają globalne ocieplenie i zanieczyszczenie środowiska za największe zagrożenie dla globu?
W praktyce można stać się denialistą, wcale nie przecząc istnieniu zmian klimatu. Oprócz denializmu dosłownego, który polega na manipulowaniu informacjami i powoływaniem się na fałszywych ekspertów, tworząc błędną narrację, istnieją takie warianty, jak zaprzeczanie interpretacyjne i implikacyjne, które skłaniają się w stronę sceptycyzmu – z jednej strony wobec przyjętym naukowo rozumieniu faktów, z drugiej wykluczając możliwość dwustronnego wpływu pomiędzy jednostką i środowiskiem.
Niestety świadomych realnej skali problemu jest dużo mniej niż sceptyków niedowierzających w odpowiedzialność działalności człowieka za zmiany klimatu i degradację środowiska naturalnego. To aż 60% Polaków, a tym samym największy odsetek w Europie. Równie powszechne jest przekonanie, że skutki, które obserwujemy dzisiaj są nieodwracalne, a zmiany niemożliwe do zrealizowania i bezskuteczne. Do tego dołączają się pesymiści, którzy twierdzą, że angaż jednostki w działania proekologiczne nie przyniesie żadnych rezultatów. Chociaż większość społeczeństwa uznaje kryzys klimatu i środowiska naturalnego za fakt, to grupa niebezpiecznie podzielona poglądami, która nie potrafi wypracować dla siebie wspólnej drogi działania.
Gdzie leży źródło problemu? Przede wszystkim w przepaści pomiędzy poziomem zaniepokojenia a poziomem wiedzy. Jak czytamy w Klimatycznym ABC:
Tylko 38% osób rozumiało różnicę pomiędzy zmianą klimatu a generalnym zanieczyszczeniem powietrza (smogiem); tylko 40% osób wiedziało, że obecne zmiany klimatu nie są częścią naturalnego cyklu. Często błędnie sądzono, że dwutlenku węgla emitowanego przez ludzi jest tak mało, że niekoniecznie ma on wpływ na klimat i że ocieplenie o 2 lub 3 stopnie Celsjusza nie będzie takie złe. Ludzie także powszechnie mylili zmianę klimatu z innymi kwestiami środowiskowymi, takimi jak problem plastiku i problem śmieci.
To determinuje kolejny problem, czyli przyjęcie odpowiedzialności. Wiele mówi się o oczyszczaniu jednostek z winy za zmiany klimatu i zanieczyszczenia globu, kierując celownik na władzę i system. Niestety trudno zmusić do poniesienia konsekwencji coś umownego, a w dodatku skonstruowanego przez człowieka. W taki sposób tworzymy niebezpieczną granicę między odpowiedzialnością władzy a odpowiedzialnością społeczną.
Fakt, aby mitygacja zmian klimatu była efektywna potrzebne są zmiany systemowe, ale przecież one zarówno wynikają, jak i dotyczą przede wszystkim człowieka. Tutaj kluczową kwestię odgrywa świadomość. To jednostka stawia pierwszy krok, nie system. Ale my, niestety, nadal raczkujemy.
Wprowadzenie zmian systemowych, bez zadbania o podwyższenie zrozumienia indywidualnego wpływu na środowisko naturalne może wywołać jeszcze większy dysonans pomiędzy działaniami, nakładanymi prawnie wyrzeczeniami, a codziennym doświadczeniem, które dla człowieka jest podstawowym osądem o rzeczywistości. Proponując przeniesienie odpowiedzialności z jednostki na system tworzy się ekologicznych pesymistów, którzy żyją w przekonaniu, że nie mają w swoich rękach żadnej decyzyjności, a tym samym nie czują się zobowiązani do przejmowania się problemem – pozostawiają to w kompetencjach władzy.
Per Espen Stoknes w swojej książce, która pod kątem psychologicznym analizuje temat społecznego odbioru globalnego ocieplenia, podkreśla, że brak wystarczających działań w tej kwestii to wynik porażki komunikacyjnej. Prawidłowo powinna ona dominować w sferze najbliższej codziennemu doświadczeniu człowieka, bo to najskuteczniej podtrzymuje zaangażowanie jednostki w działania proekologiczne.
Niecały tydzień temu na panelu “Krytyki politycznej” pojawił się kontrowersyjny artykuł pod interesującym tytułem – Nie masz auta, dzieci, nie jesz mięsa. Samą ascezą planety nie ocalisz, w którym autor, ekonomista, próbował udowodnić, że indywidualnym działaniom przypisujemy za duży potencjał, a najbardziej proekologiczni są w zasadzie ci, którzy problemem kryzysu klimatycznego i środowiskowego nie przejmują się wcale.
Pomijając merytoryczne niedociągnięcia i spadającą jakość argumentów w toku rozwinięcia tekstu, to nie jest narracja, której potrzebujemy! To typowy przykład napędziania denializmu implikacyjnego, który bardzo prawdopodobnie wywoła u osób nieświadomych skali problemu zwątpienie w konieczność jednostkowego zaangażowania i budowania zbiorowej odpowiedzialności.
Nie bądźmy ekologicznymi pesymistami. Zgoda, zmiany systemowe przynoszą szybsze i efektywniejsze skutki, ale nie jesteśmy w stanie ich osiągnąć bez działań jednostki. Świata nie uratujemy robiąc gigantyczne kroki, za którymi perspektywa obywatela po prostu nie nadąży. Świadomość ekologiczną buduje się w największej mierze w komunikacji pomiędzy ludźmi, nie człowiekiem a systemem.
Źródła:
Bohdanowicz Z. i in., Kilmatyczne ABC. Interdyscyplinarne podstawy współczesnej wiedzy o zmianie klimatu, red. K. Łukaszewska, M. Podstawa, J. Szczepanik, Warszawa 2021.
Fejfer K., Nie masz auta, dzieci, nie jesz mięsa. Samą ascezą planety nie ocalisz, “Krytyka polityczna”, 2021.
Stoknes P. E., What we think about when we try not to think about global warming.Toward a new psychology of climate action, 2015, cyt. za: Z. Bohdanowicz i in., Klimatyczne ABC…